„Staram się kochać ludzi i pomagać im” – Renata Polecka
Pani Renato, ma Pani podlaskie korzenie, skąd zatem znalazła się Pani w Tarnobrzegu?
W trakcie studiów otrzymywałam tak zwane stypendium fundowane, które potem trzeba było odpracować. (Podobne stypendium brał mój mąż.). Początkowo odrabiałam je, pracując w zakładzie poprawczym, mąż w szpitalu. Potem osiedliliśmy się w Tarnobrzegu, bliżej rodziców męża. Po prostu rodzinne koligacje.
Została Pani zatem tarnobrzeżanką z wyboru?
Tak. Na Podkarpaciu odrabialiśmy dalej stypendia fundowane. Uważam, że cała tak zwana ściana wschodnia ma ze sobą wiele wspólnego.
Skończyła Pani Liceum Pedagogiczne dla Wychowawczyń Przedszkoli.
To prawda. Jako młoda dziewczyna bardzo lubiłam śpiewać i tańczyć. Miałam również trochę zdolności manualnych, a zatem uznałam, że taka szkoła jest dla mnie wymarzona — cieszę się, że ją skończyłam. Miałam szczęście do wspaniałych profesorów. To byli ludzie, którzy przeszli piekło obozów koncentracyjnych – matematyk, biolog, polonista. Wielu z nich miało żydowskie korzenie, bardzo światli fachowcy. Pamiętam nauczycielkę baletu, subtelną, szczuplutką panią z pięknymi niebieskimi oczami. Znała kilka języków obcych, a na zajęciach używała zwrotów francuskich.
Lubi się Pani uczyć?
Bardzo. Muszę powiedzieć, że ukończyłam kilka kierunków, choć wszystkie dotyczą ciała i duszy dziecka. W zasadzie nauka nie sprawiała mi większych trudności. Mam chyba łatwość uczenia się. Teraz kiedy walczę z utrzymaniem sprawnego umysłu i ciała, uczę się na kursach języka angielskiego, należę do Uniwersytetu Trzeciego Wieku i korzystam z każdej okazji, by pójść do kina, teatru czy filharmonii. Chętnie też podróżuję.
Skąd u Pani taki pęd do wiedzy?
Na pewno motywację do nauki wyniosłam z rodzinnego domu. Moja mama uczyła zawodu w fabryce, tato był kolejarzem. Wciąż nam powtarzano, że chcąc osiągnąć coś w życiu, musimy się uczyć. Moi rodzice stawiali nam wysokie wymagania, ale to zaprocentowało. Moja jedna siostra jest lekarzem, druga pielęgniarką i gastronomem. Każda z nas miała własne marzenia. Rodzice powtarzali, że moralnie mamy być czyste.
Rodzice zatem mieli duży wpływ na Pani życie?
Oczywiście, ale ważna była również własna chęć osiągnięcia czegoś w życiu. Uważam, że żyjemy po to, by coś po sobie pozostawić.
Po zdaniu matury naturalne było zatem, że będzie Pani kontynuować naukę.
Studia zaczynałam od filozofii z pedagogiką przedszkolną z w Białymstoku, potem studiowałam psychologię i pedagogikę na UMCS. Na wykłady z psychologii chodziliśmy na KUL, o dziwo nie zabraniano nam. Dodatkowo wszyscy mieliśmy jeszcze biologię i to w rozszerzonym zakresie. Był to taki dość dziwny twór.
Po studiach pracowała Pani w różnych miejscach …
Rzeczywiście. Pracowałam jako psycholog w zakładzie poprawczym, poradni wychowawczo zawodowej w Opatowie i dodatkowo jako nauczyciel biologii w Liceum Ogólnokształcącym.
To jednak Pani nie wystarczało i podjęła Pani kolejne studia?
Tak. Pracując, stwierdziłam, że wiele dzieci wymaga pomocy logopedycznej. Postanowiłam wiec rozpocząć studia podyplomowe na logopedii na UMCS. Poza tym skończyłam jeszcze studia podyplomowe z terapii pedagogiki specjalnej i resocjalizacyjnej . Mogłam zatem specjalistycznie pomagać dzieciom i lepiej wspierać uczniów.
Sporo tego się uzbierało! Wróćmy jednak na chwilę do Pani poprzednich profesji. Co Pani jako psycholog i pedagog myśli o dzisiejszej młodzieży, która zdaniem wielu nauczycieli, nie chce się uczyć?
Nie powiedziałabym, że nie chce. Na to składa się wiele czynników. Po pierwsze, czasami to brak wzorców wyniesionych z domu, po drugie dorośli, w tym nauczyciele, nie potrafią odpowiednio zmontować systemu nauczania i nie nadążają za wymaganiami rozwojowymi dzieci i młodzieży. Te codzienne zmagania szkół potrzebują nowych projektów i rozwiązań, które zachęcą młodzież do wysiłku. Jak są pomysły, to brak funduszy na ich realizację. Często ograniczamy się tylko do krytyki. Nie wychodzimy do środowisk, co jest podstawowym błędem. Sale koncertowe w szkole muzycznej i w domu kultury, wystawy i pokazy, wieczory w bibliotekach i na zamku są prawie puste. Uczestnikami bywają najczęściej moi rówieśnicy. Dlaczego? Część nie ma czasu, bo obowiązki szkolne, inni są zainteresowani nie tym, co buduje rozumnego przyszłego człowieka, jeszcze inni nie mają chęci.
Mocno powiedziane.
Taka jest moja hipoteza. W tej chwili dużo jest dobrych nauczycieli, tylko niewielu zwolenników nowych programów edukacyjnych. Zresztą, wracając do pytania, uważam, że młodzież uczy się, tylko inaczej. Dzięki rozwojowi techniki młodzi ludzie najwięcej korzystają z telewizji, komórek, komputerów. Szkoda, że napisany tekst na kartkach papieru interesuje ich coraz rzadziej (zresztą podobnie jak dorosłych), rodzice, zamiast usypiać przed telewizorem, lepiej poczytaliby książkę. Dziecko w końcu robi to samo co jego rodzice.
To prawda. Uważam jednak, że nie jest to do końca dobre. Zauważyłam, zresztą widzi to wiele osób, że młodzi ludzie, przebywając w wirtualnym świecie, nie umieją nawiązać bliższych relacji z drugim człowiekiem. I często czują się osamotnieni. Ich ewentualne rozmowy to w zasadzie krótkie komunikaty.
Niestety, to prawda. Skutkiem takiego stanu rzeczy jest rzeczywiście osamotnienie, które potem przechodzi w samotność. Brak bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem powoduje przygnębienie i inne zaburzenia psychiczne, choćby anoreksję czy bulimię. Człowiek czasem nie umie dzisiaj poradzić sobie ze sobą. Rodzice nie mają dobrego kontaktu z dzieckiem. Brakuje rozmów. Często ograniczają się do zdawkowego „Co tam w szkole” i w zasadzie … nie słuchają odpowiedzi. Poza tym dzieci oczekują uczuć, ciepła, bezpośredniego kontaktu, ot choćby takiego jak całus, potrzymanie za rękę czy przytulenie. Samotność można zagospodarować właśnie poprzez takie gesty. Poza tym, niektórzy z nas nie dbają o siebie w sensie kulturowym, etycznym itd. Coraz częściej dzieci mają większe rozeznanie w świecie niż ich rodzice.
Komputer i komórka zajmują pierwsze miejsce w wypełnieniu czasu wolnego dzisiejszego pokolenia. Bez łaski dorosłych łatwo po nie sięgnąć. Są tajemnicze, szybko dają zadowolenie. Odpowiadając negatywnie, nie trzeba wstydzić się za słowa, bo nie patrzy się w twarz innego człowieka.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Pani pracy zawodowej. Na koniec została Pani wizytatorem w kuratorium.
Tak. Byłam wizytatorem terapii pedagogicznej i szkolnictwa specjalnego. Bardzo lubiłam zajęcia w ramach etatu w ośrodku specjalnym. Wszystkie dzieci z dysfunkcjami były mi bliskie. Godzinami mogłam je uczyć znaków graficznych, zapinania guzików czy wiązania sznurówek. Wtedy i dziś dziękuję Bogu za obdarzenie mnie cierpliwością, miłością i tolerancję do ludzi niezaradnych i wszystkich żywych istot.
Pani Renato, jak to się stało, że zaczęła Pani pisać?
Pisanie nie sprawiało mi większych problemów. Kiedy dzieci poszły do szkoły, chętnie im pomagałam w odrabianiu lekcji. Tak zaczęły powstawać pierwsze wiersze i opowiadania. Ponadto napisałam kilka artykułów do gazet, brałam udział w konkursach poetyckich. Powoli budowało się to moje hobby. Początkowo natchnienie znalazłam w wierszu „Płomień” Adama Zagajewskiego:
„Boże, daj nam długą zimę
i cichą muzykę i usta cierpliwe,
i trochę dumy zanim
skończy się nasz wiek.
Daj nam zdziwienie
i płomień, wysoki, jasny”
Wciąż wydaje mi się, że ten wiersz trzeba jeszcze dopisać słowami modlitwy.
Teraz natchnienie odnajduję w kontakcie z rodziną, dziećmi, wnukami i przyjaciółmi.
26 października 2017 roku w bibliotece Publicznej w Tarnobrzegu miała miejsce promocja Pani pierwszej książki „Szczypta dawnych miłości”. To Pani debiutancka powieść?
Tak. W dzisiejszych czasach ludzie mało czytają poezję, postanowiłam więc przemycić w książce kilka moich wierszy.
Jest Pani autorką pięknego wiersza o naszym Dzikowie. Oto on:
Dzikowskie echa letnich dni
drzemią na brzegu koszyka
utkane słońcem jaskry
zebrane z wnuczętami na dzikowskiej łące
obok rumiany w bieli płatków i żółtych serduszek
a na dnie papierówki zielone pachnące kuszące
wyraźnym zapachem lata
za parkanem dumnej kolegiaty
z wysychającego rozlewiska Wisły
rozbrzmiewa żabi koncert
przy akompaniamencie śpiewu ptaków
murmuranda os pszczół i muszek
i letni zmierzch otula trawy i kwiaty
ożywają młodzieńcze wspomnienia
wieczorów i tajemnych spotkań
w ulubionych dzikowskich zakątkach.
/reniapol/
Maria Judejko napisała, że „Szczypta …” to ciekawe spostrzeżenia i refleksje autorki opisane czasem poważnie, niekiedy półżartem, częściowo gwarą podlaską …”
Cieszę się, że tak napisała. Maria to moja zaprzyjaźniona koleżanka, która pisze powieści. Jest autorką „Tajemnic starej leśniczówki” oraz książki opartej na wspomnieniach Sybiraczki „Dopóty życia dopóki nadziei. W syberyjskich lasach”. To wartościowe i ciekawe książki.
Pani Renato, działa Pani również aktywnie na Uniwersytecie III Wieku.
Po pierwsze jestem członkiem, i aktywnym działaczem — emerytem ZNP w Tarnobrzegu, potem UTW. Chyba lepiej napisać, że działałam. Z Uniwersytetem związana byłam od początku (moja legitymacja ma numer 3). Prowadziłam klub gier umysłowych, należę do kółka literackiego. W tej chwili pomału się wycofuję, bo nie starcza mi siły, problemy zdrowotne. Chodzę na wykłady, korzystam z ofert sekcji kulturalnej i turystycznej, a także uczę się języka angielskiego. Również pogłębiam moje zainteresowania z historii. Należę do Towarzystwa Przyjaciół Tarnobrzega. Cykl wykładów czwartkowych w zamku to jedno z milszych moich spotkań poświęconych dziejom naszej ziemi. Dodać trzeba, że poziom profesjonalnych wykładów jest dostosowany do każdego mieszkańca Tarnobrzega; również wydawany kwartalnik „Dzikovia” to niespotykana publikacja popularnonaukowa stowarzyszenia. Serdecznie zapraszamy.
Z czego jest Pani najbardziej dumna?
Z tego, że powoli realizuję marzenia, że umiałam zbudować zdrową rodzinę opartą na wartościach, że mam dzieci i wnuki, które mają chęć robienia czegoś dobrego, …
Pani życiowe motto brzmi …
Są to słowa Kartezjusza: „Jeśli ktoś nie dźwiga ze mną krzyża mego, nie jest nic wart, nic już nie mam do niego”.
Wiem, że lubi Pani muzykę … Czy to Pani hobby?
Tak bardzo, muzykę zwłaszcza klasyczną. Lubię koncerty okazjonalne, bywam w filharmonii z KIK, jeżdżę do Opery Lwowskiej …
Pozostaje mi jeszcze zapytać o Pani plany na przyszłość.
Mam przygotowane do wydania trzy tomiki z wierszami: dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Wierzę, że jeszcze mi się uda… Choć…
Człowiek na przestrzeni swojego życia podlega ciągłym zmianom, część z nich wprowadza samodzielnie, natomiast na część wpływają czynniki losowe, i nigdy do końca nie wiemy, jak potoczy się jego los.
Życzę oczywiście, by to wszystko się spełniło. Dziękuję za rozmowę.